Warszawską Drogą Świętego Jakuba licząca z Warszawy na Jasną Górę, trzy pątniczki pielgrzymowały w dniach od 4 do 9 czerwca. Drogę rozpoczęły z Miedniewic, z sanktuarium MB Świętorodzinnej (km 71,5 od Warszawy), idąc przez Skierniewice – z kościołem p.w. św. Jakuba, Starą Rawę, Boguszyce, Krzemienicę z kościołem św. Jakuba, Studziannę z sanktuarium MB Świętorodzinnej, Inowłódz, Smardzewice z sanktuarium św. Anny do Barkowice Mokrych (km 210 km). Pielgrzymkę zakończyły siedmiokilometrowym dojściem do Włodzimierzowa, do przystanku komunikacji zbiorowej. Relację Emili Kadłubowskiej, jednej pielgrzymujących kobiet, zamieszczamy poniżej. Caminowa, anonimowa sentencja „Po drodze słuchaj swoich kroków, szumu wiatru i poczuj zapach lasu”, dobrze wprowadza w klimat opowieści, zawierającej także cenne uwagi o Warszawskiej Drodze Świętego Jakuba, którą opiekuje się nasza Konfraternia.
Camino Warszawskie – dzień 1. Miedniewice – Budy Grabskie 16,8 km, 4 godziny marszu
Trzy kobiety. Miała być pielgrzymka z Porto – nie wyszło. Miał być szlak Nadwarciański – nie udało się (problemy z noclegami). Pielgrzymujemy więc szlakiem Warszawskiem z Miedniewic. Wyruszyłyśmy wczoraj (04.06.2022 o 15.50) i mamy czas do czwartku 09.06 włącznie. Do pokonania odcinek do Piotrkowa Trybunalskiego. Wg szlaku 156 km. Dla nas to bardzo ambitny cel. Wczorajszy odcinek zaczął się marszem po asfalcie, ale dość szybko oddaliłyśmy się od cywilizacji. Szłyśmy przez Bolimowski Park Krajobrazowy gdzie rośnie wyjątkowo dużo grabów i dzikich, oszałamiająco pachnących konwalii. Droga dobrze oznakowana, choć dla pewności korzystałyśmy także z mapy papierowej i ze śladu GPS innego Pielgrzyma. Piękne tereny! Polecamy odwiedzić cmentarz niemiecki Joachimów-Mogiły oraz odpocząć nad cudownie meandrującą Rawka. Gdyby nie późna godzina zapewne skorzystałybyśmy z moczenia nóg 🙂. Nocowałyśmy tuż przy szlaku, w ośrodku Grabskie Sioło, w 4 osobowym domku. Dziś w planach 20 km przez Skierniewice do Suliszewa.
Camino Warszawskie – dzień 2. Budy Grabskie – Trzcianna (nocleg w Suliszewie). 20,15 km
Dzisiejszy odcinek był urozmaicony, lecz większość czasu droga wiodła asfaltem. Od Bud Grabskich do drogi 705 na Skierniewice droga prowadzi lasem. Wzdłuż 705 jest ścieżka rowerowa, więc jest bezpiecznie i wygodnie. W Skierniewicach przeszłyśmy przy dworcu kolejowym, a następnie przez zrewitalizowany, przepiękny park miejski, aż do kościoła świętego Jakuba, w którym uczestniczyłyśmy we mszy. Do tego momentu droga była bardzo dobrze oznaczona. Ze Skierniewic wyszłyśmy szlakiem Jakubowym, który wiedzie wzdłuż pięknie utrzymanego Zalewu Zadębie. Następnie przez las a potem niestety asfaltem przez Rawiczów (gdzie można odpocząć w altanie przy siłowni zewnętrznej) aż do Trzciannej. Ten odcinek ma tylko gdzieniegdzie żółte, wyblakłe strzałki. Nie ma żadnych tabliczek czy naklejek jakubowych. Na nocleg odbiłyśmy od Trzciannej do Suliszewa, gdzie przesympatyczni właściciele AKKADII goszczą nas w domku holenderskim. W cenie noclegu jest także kolacja i śniadanie. Wszystko wegańskie. Fajnie, że są takie miejsca, gdzie pielgrzymów przyjmuje się z otwartym sercem.
Camino Warszawskie – dzień 3. Trzcianna (z Suliszewa) – Rawa Mazowiecka 32,7 km
Zmęczone i obolałe, każda niesie swój krzyż. Wczoraj nie miałam siły, aby pisać…, dzień zaczął się fantastycznym śniadaniem w AKKAdia Suliszew. Większość czasu szłyśmy w słońcu, odkrytymi terenami. Początkowo szłyśmy z Suliszewa do Trzciannej asfaltem, potem polami. Bez cienia, pod silny wiatr. W okolicach Helenówka idzie się wzniesieniami, a tam widoki zapierają dech w piersiach. Nigdy nie myślałam, że te okolice są tak piękne. W Starej Rawie piękny, drewniany kościół. Oczywiście zamknięty. Księdza nie zastałyśmy, więc pieczątki brak. Tu wróciłyśmy na asfalt. W Nowym Dworze dwa sklepy (co na szlaku jest baaardzo rzadko spotykane). W jednym z nich miła Pani wstawiła nam pieczątkę. Z adresem ze Skierniewic 🙂. Do tego momentu droga słabo oznakowana. Gdzieniegdzie wyblakłe strzałki. Zdarza się, że strzałki mają złe kierunki. Zamiast grotem do góry, co sugerowałoby iść prosto, to namalowane są grotem w prawo, a w prawo nie ma gdzie iść…
Dalej Kurzeszyn. Kościół z otwartą kruchtą. Księdza na proboszczówce brak, pieczątki brak. Za Kurzeszynem wchodzi się w las, tu poszłyśmy źle, ale na szczęście niedaleko. Leśna droga prowadzi nad Rawką, a następnie przechodzi w urocze wąwozy. Uwaga! Szłyśmy wspomagając się śladem GPS (pobranym ze strony Camino.net.pl). Ślad zbacza ze szlaku i wiedzie polami. Gdy zorientowałyśmy się, że idziemy niezgodnie z nim, wróciłyśmy się, ale zupełnie niepotrzebnie. Nadłożyłyśmy pewnie z kilometr, albo więcej. Dobrze, że w wąwozach było sucho, bo przy deszczu na pewno jest ślisko i niebezpiecznie. O dziwo strzałek tu jest więcej, więc można na nich polegać. Potem na trasie są Żydomice, przed którymi w polu stoi słupek z naklejką Caminową, a dalej już Rawa. Z kościoła pieczątki też nie mamy, bo Ksiądz się spieszył na nabożeństwo. Tu już byłyśmy naprawdę bardzo zmęczone, a nocleg zaplanowany dopiero w zasadzie przy wyjściu z Rawy, bo w mieście nic sensownego cenowo dla pielgrzymów nie znalazłyśmy. Polecić możemy za to Restaurację Śródmieście, gdzie podano nam naprawdę dobre, domowe zupy za bardzo rozsądne pieniądze. Skonane dotarłyśmy do Obiekt Tatar – Usługi hotelarskie gdzie miałyśmy zarezerwowany nocleg.
Camino Warszawskie – dzień 4. Rawa Mazowiecka – Rzeczyca stopem. Rzeczyca – Poświętne 10,5 km
Dziś przed nami bardzo długi, ponad trzydziestokilometrowy odcinek do Poświętnego, bo dopiero tam znalazłyśmy nocleg. Zdesperowane by dotrzeć do Poświętnego, bo tu czeka nocleg. Jestem zła! Dlaczego we Francji czy Portugalii albergi czy hostele mogą być co kilka, kilkanaście kilometrów, a u nas jest taki problem ze znalezieniem łóżka na jedną noc? Gdyby nie to, siedziałybyśmy teraz gdzieś przed Rzeczycą, a w najgorszym razie koło Łęgu, a nie w Poświętnem. Rano zdecydowałyśmy, że przy stanie naszych nóg i stóp nie przejdziemy tego odcinka na bank. Złapałyśmy więc stopa do Rzeczycy – pewien masażysta z Rawy zawiózł nas tam specjalnie! Chwała mu. Stanęłyśmy pod kościołem w Rzeczycy – oczywiście był zamknięty, a gdy zadzwoniłyśmy na plebanię to Proboszcz powiedział, że jest schorowany i nie zejdzie do nas, a wikary jest w szkole. Tak więc pieczątki znów brak. W dwóch okolicznych sklepach też nie mieli stempelków. Paszporty więc pozostały puste…
Do Łęgu szłyśmy najpierw miejskim asfaltem, potem asfaltem między polami. Po drodze minęłyśmy fantastyczny staw nad którym rosły dzikie żonkile. Potem droga zaprowadziła nas na most nad Pilicą a następnie zmieniła się w szutrową i dotarła do lasu. Na szlaku pojawiły się znaczki caminowe, lecz większość z nich niestety jest źle naklejona. Nie wskazują prawidłowo kierunku 🙁 Jedna ewidentnie może wyprowadzić w przysłowiowe pole bo naklejona jest na rozwidleniu. A szkoda. Skoro już ktoś podjął trud oznaczenia szlaku, to powinien to zrobić zgodnie z opisanymi zasadami. Do Domu Pielgrzyma w Poświętnym dotarłyśmy wczesnym popołudniem. Ugotowałyśmy zupę i leczymy rany. Niebawem wybieramy się na nabożeństwo czerwcowe. Jutro w planach odcinek Poświętne – Smardzewice. Tam zadatkowałyśmy nocleg. Gdyby nie to, poszłybyśmy tylko do Inowłodza, tam na bank można znaleźć nocleg, a to „tylko” ok 14 km od nas. Myślę, że dla nas to max tego, co możemy przejść. Niestety znów musimy skorzystać z busa, i dojechać do Inowłodza, a stamtąd czeka nas wędrówka do Smardzewic. Czy przy takiej przerywanej podjazdami pielgrzymce, gdy osiągnie się dystans 100 km to można się ubiegać o Compostelkę?
Camino Warszawskie – dzień 5. Poświętne – Inowłódz PKS-em. Inowłódz – Smardzewice 20,17 km
Trzy kobiety w deszczu i z chmarą komarów. Zanim przejdę do opisu dzisiejszego dnia zachęcam Was do odwiedzenia Sanktuarium w Poświętnem oraz odbycia drogi krzyżowej Kalwarią położoną tuż obok. Piękne miejsce, niesamowite wrażenia. Dzisiejszy rytm dnia nadał nam rozkład jazdy PKS-u, który miał nas podrzucić do Inowłodza. Po tych kilku wspólnych dniach już wiemy, że nasza mała brygada jest w stanie pokonać w tym składzie pieszo ok 20 km dziennie. Nocleg miałyśmy zaklepany w Smardzewicach, więc konieczna była podwózka. Autobusy w Poświętnem mają rewelacyjny rozkład jazdy. O w miarę ludzkiej porze są dwa: 8.26 oraz … 8.30 a kolejne dopiero po 12-stej. To chyba tylko w Polsce jest możliwe. W Inowłodzu stał się pierwszy cud dnia – kościół był otwarty i dostałyśmy pieczątkę! Radocha jak u małych dzieci. Szybko skoczyłyśmy do apteki i wróciłyśmy na szlak. Pierwsze 10 km szłyśmy głównie asfaltem. To był najmniej ciekawy odcinek naszego Camino. Lipie, Brzustów, Sługocice. Długie, monotonne wsie i masa ciężarówek przez nie przejeżdżająca, co nas bardzo dziwiło. Na szczęście deszcz w tym czasie kropił tylko momentami. Ten fragment szlaku jest prawidłowo oznaczony – wlepki ułożone są zgodnie z kierunkiem marszu. Brawo dla znakującego! Kolejny odcinek wiedzie drogą szutrową przez piękny las. Do niedawna droga ta musiała być przejezdna, ale przy remoncie torów kolejowych łatwiej było postawić zapory betonowe przed torami dla niż położyć płyty na przejeździe… Niestety ten odcinek przeszłyśmy w deszczu, więc nie zwracałam drogi na oznakowanie. Nie można się tam jednak zgubić, bo droga wiedzie prosto. Całe szczęście, że jedna z nas zabrała ze sobą repelent. Bez niego komary by nas ze żarły. A tak to tylko kilka wpadło nam do uszu, ze trzy ugryzły nas w brody, kilkanaście w łydki… Strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy się nie wypryskały 🙂.
W Smardzewicach poszłyśmy do Sanktuarium św. Anny, które o cudzie trzeci… też było otwarte. Jeden z Braci akurat ustawiał kwiaty na ołtarzach. Gdy nas zobaczył, zagadał jak do człowieka, poszedł specjalnie dla nas odsłonić obraz i przyniósł… pieczątkę! Jak miło, że bywają jeszcze tacy uczynni ludzie. Od razu człowiekowi milej na sercu. Dziś śpimy w Sokoli Dwór w Smardzewicach. Jeśli mam być szczera to najsłabszy z naszych noclegów. Nie jesteśmy wybredne, ale w łazience nie pachnie najlepiej. Polecamy za to spacer na molo i nad Zalew. Wieczorem było pięknie. Jutro zapowiadane są silne burze. Zastanawiamy się co robić. Trasa w kierunku Piotrkowa biegnie wsiami i lasami nad Zalewem. Tam raczej na busa nie ma co liczyć. Na trasie nie będzie też raczej też gdzie odpocząć. Bardzo chcemy iść, ale bez postojów trasa będzie dla nas piekielnie ciężka (nie jedną 18-stkę mamy już na karku). To nasz ostatni dzień. Trzymajcie kciuki.
Camino Warszawskie – dzień 6, ostatni. Smardzewice – Barkowice Mokre zgodnie z Drogą Warszawską. Barkowice Mokre – Włodzimierzów, aby dostać się na PKS. Łącznie 24,9 km pieszo
Trzy kobiety uciekające przed burzą. Udało się! Chyba nigdy w życiu nie spędziłyśmy tyle czasu śledząc prognozy pogody i obserwując okna pogodowe. Zupełnie, jak byśmy miały wybierać się na Everest. Przestało padać przed 6-tą, a o 6.05 my już byłyśmy na szlaku. Ktoś tam w górze nad nami czuwa, bo w czasie naszej dzisiejszej wędrówki nie spadła nawet kropla deszczu. Grzmieć zaczęło, gdy zbliżałyśmy się do celu, a rozpadało się, gdy już siedziałyśmy w busie do domu… Dziękujemy za tę łaskę, bo bardzo obawiałyśmy się dzisiejszego dnia. Szlak wzdłuż Zalewu Sulejowskiego jest przepiękny. Do tego feeria odgłosów zwierząt. Setki odcieni zieleni, zapach ziemi, wody, kwiatów. Raj. Droga jest dobrze oznakowana, strzałki są widoczne, namalowane w odpowiednich kierunkach. Oby wszystkie odcinki były takie. Po drodze jadłyśmy leśne poziomki, cudowne w smaku. Znalazłyśmy pierwszego w tym roku koźlarka. Spotkałyśmy łosia, który czekał na nas na szlaku. We Włodzimierzowie rzutem na taśmę zdobyłyśmy pieczątkę. Na autobusy nie musiałyśmy długo czekać. Wszystko dobrze się ułożyło, za co jesteśmy bardzo wdzięczne. I za drogę, która nas prowadziła. Buen Camino!
Relacja i zdjęcia Emilia Kadłubowska
Dziękujemy za słowa i drogowskazy na Warszawskiej Drodze, drodze do Santiago de Compostela. Ważne abyśmy idąc uczyli się żyć, żyć najlepiej jak potrafimy. Buen Camino – wędrowcom, którzy przeczytają te słowa.
msk
Piękna relacja. Postaram się pokonać dystans na rowerze.