16 października 2023
Były już Weterańskie Żagle, Weterańskie Bieszczady, Weterańskie Spływy Rodzinne, Weterańskie biegi na różnych dystansach… dlaczego nie Weterański Szlak św. Jakuba ? Pomysł „chodził” mi po głowie od lat… może dwóch ? Gdy w styczniu 2023 rozmawiałem z Kapelanem KGP/Padre usłyszałem, że w Hiszpanii będzie „służbowo” na przełomie września i października i … „chętnie pomogę na miejscu”. Natychmiast poinformowałem członków Stowarzyszenia o moim pomyśle… zgłosiły się dwie osoby, to razem cztery – rozpoczęliśmy planowanie… przelot do Madrytu i powrót „wzięła” na siebie Ewa, dojazd autobusem do Ponferrady – miejsca startu oraz pierwszą i ostatnią albergue, „załatwiał” Rysiek….
Szlak Francuski liczy ponad 780 km, my zdecydowaliśmy się przejść jego odcinek długości około 200 km. Swoją przygodę rozpoczęliśmy w m. Ponferrada gdzie pierwszy raz podstemplowaliśmy nasze Credentiale (paszporty). To wymóg obowiązujący pielgrzymów w drodze do Santiago de Compostella, gdzie znajduje się Catedra de Santiago – cel naszego marszu. Drobne wyjaśnienie – pielgrzymi nocują w albergach, do których trzeba dotrzeć najpóźniej do 19.00 i opuścić do godz. 08.00 następnego dnia. To najczęściej małe hoteliki o podobnym standardzie z piętrowymi łóżkami. Idąc szukaliśmy wskazówek… szlak na całej długości jest oznaczony. Słupki kilometrowe z muszlą – symbolem św. Jakuba / same muszle / kombinacje muszli i żółtych strzałek wskazujących kierunek. Prawie nie sposób się zgubić.
Do naszej pierwszej albergi dotarliśmy późnym wieczorem – rzuciłem plecak na drewniany stół. To był błąd… na stole się jada, a plecak… dostałem burę od właścicielki. Poszliśmy coś zjeść – pierwsze doświadczenie z hiszpańską Sangriją, przygotowywaną na zamówienie – pychota. Powrót do pokoju w którym już leżały na swoich piętrowych łóżkach dwie pielgrzymujące, w nieustalonym wieku. Mycie, kibelek, to odgłosy do których trzeba się przyzwyczaić – tam gdzie sanitariaty przylegają do pokoi. Jeszcze tylko wdrapać się do siebie na piętro, i przemyśleć jak w nocy zejść „na siusiu”. Rankiem pobudka… wszystkie czynności w świetle latarek, w tym zwijanie śpiwora, pakowanie plecaka, i w drogę. Pierwsze km w świetle czołówek, bo w Hiszpanii o tej porze jest po prostu ciemno.
Podobne czynności powtórzyliśmy jeszcze 11 razy. Z każdym km/ albergą nabieraliśmy doświadczenia. Standard miejsc gdzie spaliśmy był podobny. Przy piętrowych łóżkach małe lampki… pościel jednorazowa, prysznice i łazienki. Raz musiałem w nocy wyjść z dusznego pokoju, gdzie upakowano 24 osoby… ułożyłem się w śpiworze na podłodze w oszklonym „czymś” mając nad sobą rozgwieżdżone niebo… znalazła mnie tam Amerykanka, i… zrobiła wykład z astronomii.
Szlak pokonuje się pieszo, na rowerze, można też konno, ale są ułatwienia. Pielgrzymów/turystów wozi się też autobusami, busami z opcją dowożenia plecaków/waliz do wskazanych alberg/hoteli i… maszerowania „na luzie” – my szliśmy pieszo z całym dobytkiem w plecakach.
Pierwszy posiłek/ śniadanie jedliśmy ok. 10.00 . Rysiek i jego żona Gosia zamawiali dania mięsne, tzn. jaja na bekonie lub kiełbasę oraz kawę i sok pomarańczowy. My z Ewą wybieraliśmy rozgrzewającą zupę – Caldo Gallego i kawę. Po paru dniach też zaczęliśmy jeść mięso w zestawie śniadaniowym, bo… „kto nie je, ten nie maszeruje”. Miło wspominam posiłek i śniadanie podane w drugiej alberdze przygotowane przez właściciela. Dbałość o stopy jest jednym z najważniejszych czynności piechura. Często więc robiliśmy postoje i poprawialiśmy skarpety, zmienialiśmy plastry na bąblach stóp i otarciach – przydawała się miodowa maść Gosi. Zapalenie ścięgna dopadło mnie na 8 km podejścia (1330 m n.p.m.) do celtyckiej wioski O Cebreiro. Walczyłem z nim do końca naszej wędrówki, chłodząc nogę w licznych tutaj ujęciach wody oraz korzystając ze sprayu chłodzącego kupionego w aptece.
O Cebreiro liczy dwadzieścia domów wykonanych z kamienia, prawdopodobnie jeszcze w czasach przedrzymskich. To jedno z mistycznych miejsc na Camino. Już w XII w. funkcjonowało tu schronisko dla pielgrzymów prowadzone przez benedyktynów i kościół ufundowany przez zakonników w IX w. Wioska jest urokliwa i pełna pielgrzymów/turystów. Można tu kupić pamiątki z Camino, z których sprzedaży na całej trasie żyje wielu ludzi. Opuszczając to miejsce czuliśmy niedosyt zwiedzania, i … podziwialiśmy wielkiej urody przyrodę. Przechodząc przez Samos zwiedziliśmy olbrzymi klasztor zakonu benedyktynów zbudowany w VI wieku. Na przestrzeni wieków wielokrotnie ulegał pożarom i grabieżom. Obecnie jest tu centrum duchowe.
Przygodę ze szlakiem francuskim można też rozpocząć w m. Sarria. Stąd jest 100 km do Santiago de Compostella – to wystarczy żeby otrzymać Ceryfikat Pielgrzyma. O poranku razem z nami wyruszyła liczna grupa młodzieży szkolnej. Długo „mieszaliśmy się” na szlaku zanim definitywnie zniknęli nam z oczu. Za to w m. Portomarín podziwialiśmy zachowany zabytkowy most z nowym obok. Mieszkańców przesiedlono ze względu na budowę zbiornika wodnego. Poziom rzeki Miño, był wyjątkowo niski i można było dostrzec resztki zatopionych zabudowań…
Pielgrzymi to przyjaźni sobie ludzie, ciekawi siebie nawzajem. Pozdrawialiśmy się życząc sobie Buen Camino i Ola ! Japończycy, oczywiście obwieszeni aparatami. Niektórzy Amerykanie na widok naszych weterańskich koszulek z flagami narodowymi, opowiadali o polskich korzeniach. Podobnie było z Indonezyjczykami. Gdy radośnie robili zdjęcie grupowe podszedłem do najbliższego stykając rękawy naszych koszulek pokazując narodowe flagi. Chwila konsternacji i… wybuch śmiechu… flagi są podobne – mają jednak odwrócone barwy. Teraz już wszyscy chcieli mieć zdjęcie z weterańską koszulką w roli głównej. Spotkaliśmy też Wandę, sympatyczną Czeszkę idącą samotnie Camino z Francji… rozmawialiśmy kilkakrotnie na trasie.
W niedzielę, w alberdze De Santa Irene odwiedził Nas, Kapelan Wojciech proponując krótką mszę polową – chętnie się zgodziliśmy. Wspomniał też o Mszy Pielgrzyma którą będzie współcelebrował w Katedrze de Santiago – zrobiło się ciekawie.
Do m. Arzua wchodzi się przez urokliwe stare miasto. Kamienny most przypomniał mi… „co tobie przypomina ten most” uprzedził mnie Rysiek – Mostar, most w Mostarze…. zerknęliśmy na siebie porozumiewawczo. „Nowe” Arzua wybudowano powyżej starego. Wspinaliśmy się w upale po zakurzonej drodze, i… asfalt zaskoczył mnie. Z narożnej restauracji uśmiechnięty gość pokazywał wyjętą z wielkiego gara ośmiornicę i zachęcał częstując jej małymi kawałkami… wstąpimy na kawę i lunch ?. Po chwili miałem „raj w gębie”. Ewa jak zwykle zamówiła kawę z małą ilością mleka – i… protestowała, bo „kawa nie ta” – za dużo mleka. To była jedna z niewielu chwil na Camino, gdy nieznajomość hiszpańskiego przeszkadzała. „Rysiek z Gosią zamawiają tradycyjne Americano i nie mają problemu… Ty zamawiasz tłumacząc na migi” , i… kelnerka przynosi nie to co trzeba… również tym razem wypiłem dwie. Dopiero pod koniec w jednej z kawiarni Ewie udało się dogadać. Cortado – „espresso przecięte mlekiem”. W typowym hiszpańskim barze, królują trzy rodzaje kawy: café con leche, café solo i café cortado.
Gdy dotarliśmy do Monte do Gozo (wzgórze radości), do Santiago de Compostella mieliśmy niecałe 5 km. Jest to miejsce z którego można dojrzeć trzy wieże Katedry w Santiago – celu pielgrzymek. Tutaj w 1989 r. odbyły się Światowe Dni Młodzieży. Po wydarzeniu pozostała pełna, dobrze utrzymana infrastruktura składająca się z dwóch campów po kilkaset łóżek (oczywiście piętrowych) pomiędzy którymi znajduje się elegancka kawiarnia i pojemna stołówka. Tu spotkaliśmy Polaka, który rozpoczął swoje Camino, ruszając z domu w Kielcach 4 m-ce temu…
Wstając rano wiedzieliśmy, że jest to nasz ostatni pielgrzymkowy dzień i każdy przeżywał na swój sposób ostatnie kilometry – jutro mieliśmy wracać do kraju. Pnąc się pod górę uliczkami miasta mijaliśmy przechodniów i bary z gośćmi pijącymi kawę „na szybko”, przegryzając churrosami – zapewne przed pracą.
Katedra de Santiago, miejsce docelowe drogi Św. Jakuba – cel pielgrzymek – robi majestatyczne wrażenie. Wg tradycji, tutaj znajduje się grób i relikwie świętego Jakuba Większego, jednego z 12 apostołów. Chcąc zdążyć na Mszę Pielgrzyma odprawianą o godz. 12.00, nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do Biura Przyjęcia Pielgrzymów gdzie otrzymaliśmy certyfikaty odbycia pielgrzymki. Przeszliśmy 215 km. Tutaj też zaopatrzyliśmy się w pamiątki dla przyjaciół w kraju.
Katedrę odwiedziliśmy dwa razy. Za pierwszym „wizyta” u św. Jakuba i zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia, bo… to pamiątka. Wyszliśmy wysłać kartki pocztowe. Gdy wróciliśmy wszystkie ławki były zajęte. Zerknąłem na siedzących Ryśka i Małgosię… machnęła do nas dłonią. Szukaliśmy dalej, i… nie ma tego złego – trafiliśmy najlepiej jak to było możliwe – przysiedliśmy na cokole kolumny przed ołtarzem i mieliśmy świetny widok. Patrzyliśmy na Naszego Kapelana współcelebrującego Mszę i na Butafumeiro – największą kadzielnicę (latająca) świata, którą używa się z okazji świąt kościelnych. Dzisiaj – zapewne znalazł się sponsor… latała, dymiła, i… robiła niesamowite wrażenie.
Gdy tak sobie fruwała, w oczach przemykały mi kilometry, które przeszliśmy. Widziałem … wspaniałą przyrodę hiszpańskiej Galicji, jej potrawy i smaki…, wyżłobione przez wodę głębokie koleiny ścieżek, i … chwaliłem sobie pogodę do której mieliśmy wyjątkowe szczęście.
Pożegnalną kolację „zrobiliśmy sobie” w Cafe Restaurante Casa Manolo blisko Katedry. Nie będę opisywał potraw – pychota, mówię Wam pyszności, i Sangria … „w dzbankach”.
„Camino” każdy przeżywa na swój sposób. Z założenia jest to miejsce pielgrzymek, zatem aspekt „duchowy” jest dla wierzących bardzo ważny, dla innych ma charakter poznawczy lub sportowy. Dla wielu jest to ucieczka od codzienności…. Siłą tego miejsca jest fakt, że każdy mierzy się z własnymi ograniczeniami i słabościami. Żaden z powodów obecności na szlaku nie jest ani gorszy ani lepszy, a wszystkich łączy pozdrowienie BUEN CAMINO.
Dziękuję Dobrym Ludziom, bez Was byłoby znacznie trudniej.
Rano taksówką na lotnisko… wracaliśmy do Kraju.
Marek, prezes